01.04.2017
Marcin Janota - wywiad cz. 4
Rozmawiam dziś z prezenterem radiowym, telewizyjnym, dziennikarzem portalu internetowego oraz redaktorem naczelnym gazety, konferansjerem… czyli Marcinem Janotą.
Tym razem Marcin opowiedział nam nieco o gotowaniu, zainteresowaniach muzycznych oraz swojej opinii o Śląskim Rynku Muzycznym.
Tym razem Marcin opowiedział nam nieco o gotowaniu, zainteresowaniach muzycznych oraz swojej opinii o Śląskim Rynku Muzycznym.
- W FestParty często z Grzegorzem Stasiakiem nawiązujecie do tematów kulinarnych. Czy lubisz więc gotować?
Poproszę o inne pytanie. [śmiech] Z tym gotowaniem to jest tak, że coś potrafię ugotować. Robię bardzo dobrą jajecznicę – nie wiem jak to się dzieje, po prostu mieszam w niej wszystko co się da, dorzucam jakieś zioła. Umiem ugotować rosół – nie wyobrażam sobie niedzieli bez rosołu, dlatego np. gdy moja Żona jest w pracy sam gotuję. Kurczaka też upiekę. To żadna filozofia – są woreczki do których wszystko się wrzuca i kurczak właściwie sam się piecze. Kapustę też można kupić gotową. Klusek nie zrobię. Temat pozostałych kulinariów może lepiej przemilczmy.
- Z tego co mówisz, nie jest wcale najgorzej.
- W Radiu FEST ważną rolę odgrywa tzw. śląska muzyka. Moi dotychczasowi rozmówcy zwracają uwagę na duże przemiany, jakie zaszły na tym rynku w ciągu ostatnich kilku lat. A jak Ty sam patrzysz na ten rynek?
To bardzo trudne pytanie. Rynek śląskiej muzyki, gdy zaczynaliśmy 7 lat temu wyglądał zupełnie inaczej. Teraz pojawiają się różne trendy, które mnie zaskakują. Choćby trend śpiewania nie po śląsku, ale bardziej po literacku. Wiązać się to może z tym, że Artyści chcą się bardziej przebijać do mediów ogólnopolskich, nie tylko śląskich. Z drugiej strony z tego co wiemy, godki śląskiej lubi się słuchać poza Śląskiem, tym samym wykonanie piosenki w gwarze to nie minus, ale plus. Zaśpiewanie po Śląsku i promowanie poza Śląskiem jest raczej szansą. Nie mnie oceniać, dlaczego Artyści wybierają taki sposób nagrywania utworów. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje. Poza tym wszystko zaczyna się rozmywać – kiedyś śląska muzyka miała czynniki, które ją wyróżniały od muzyki dancowej czy innych. Rozmywa się różnica między artystami. Teraz granice zaczynają się rozmywać. Zresztą nie tylko w muzyce śląskiej. Wystarczy spojrzeć jak rozwinął się trend disco polo. Wiele osób mówi, że to już nie disco polo, ale dance, czy disco. Ja bym z tym polemizował. Mamy jednak wciąż artystów, którzy tej śląskości się nie wstydzą. Mam dla nich wielki szacunek. Mamy też stacje radiowe – kiedyś była jedna, obecnie już trzy. Pod względem śląskiej muzyki stacje te grają podobnie – utwory, które podobają się słuchaczom, tym samym repertuar będzie zbliżony. Nie wiem, czy rynek zmienia się na dobre czy złe, ale wszystko coraz bardziej rozmywa się. Dziwi mnie to, że Artyści śląscy unikają grania piosenek w gwarze. Są oczywiście Artyści, którzy absolutnie od tego nie uciekają – jak Claudia i Kasia Chwołka, w repertuarze Duetu Karo zawsze też coś się znajdzie. Ale mamy też takich Artystów, którzy od tej śląskości uciekają.
- Z tego co wiem na co dzień interesujesz się raczej nieco inną muzyką. Czy trudno było Ci przekonać się do naszych szlagierów? To jednak dosyć specyficzna muzyka…
Uwielbiam słuchać klimatów muzyki elektronicznej. Jestem wielkim fanem Enigmy – zawsze byłem i będę. Mam też Zespół, który uwielbiam słuchać i jestem dumny, że udało mi się być na ich koncercie w ubiegłym roku. To grupa The Cranberries. To zupełnie inne klimaty, niż nasza Śląska Muzyka, ale ich ballady grywane są w stacjach radiowych, nie odbiegają od ogólnie przyjętych trendów. Gdyby ktoś kiedyś powiedział mi, że będę grał śląską muzykę, raczej zdziwiłbym się. W radiach, w których niegdyś pracowałem raczej nie graliśmy śląskiej muzyki. Chociaż znałem stację grającą ten klimat i zdarzało mi się dawno temu słuchać jej, jako stacji lokalnej. Gdy zaczynałem, w Radiu Barys grywaliśmy śląską muzykę – poznałem Mirka Szołtyska i Andrzeja Skaźnika, jako Duo Trapery oraz kilku innych Artystów. Oczywiście nie ma w ogóle porównania co do liczby Artystów – to ogromny skok. Wtedy też graliśmy disco-polo, mam na myśli dawne disco-polo, jak Boys. W kolejnych radiach, w których pracowałem nie graliśmy już tego klimatu. Mnie to absolutnie nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie – są utwory, przy których mogę się świetnie pobawić. Dlaczego nie? Jestem jak najbardziej za. Uważam, że podobnie jak polo-disco czy polo-dance to jest muzyka dla każdego.
Wkrótce dalszy ciąg wywiadu (to nie Prima Aprilis)
Wkrótce dalszy ciąg wywiadu (to nie Prima Aprilis)