14.04.2023
O nastawieniu do szkoły i nauczycieli…
Kondycja polskiego szkolnictwa od lat pozostawia wiele do życzenia – ciągłe reformy, zmiany programowe, grzebanie przy egzaminach, a w dodatku nie do końca przygotowani na to wszystko nauczyciele… A z drugiej strony nasze wychowywane coraz bardziej roszczeniowo dzieci…
Do znudzenia powtarzamy, że zdecydowanej większości umiejętności i postaw dzieci uczą się przez naśladownictwo – zgodnie ze starym porzekadłem „czym skorupka za młodu…”. Dzieci odtwarzają nasze postawy, wypowiedzi, sposób myślenia, często czyniąc to nieświadomie (nawet, jeśli chodzi o dzieci wkraczające w okres dojrzewania i buntu – tu podświadomie również powielają nasze zachowania i postawy).
Niestety – czemu poniekąd trudno się dziwić – jako rodzice i dziadkowie mamy bardzo krytyczny stosunek do szkoły i nauczycieli (na ogół bardzo uzasadniony). Niemniej eskalowanie naszych dzieci tą krytyczną postawą – czy to bezpośrednio w wypowiedziach do nich, czy też naszych rozmowach, które dzieci doskonale słyszą – wcale nie przysłuży się naszym pociechom.
Niestety nagminnie mamy w zwyczaju mówić, że nauczycielka jest głupia – bo zadaje za dużo, bo niesprawiedliwie ocenia (przynajmniej w odczuciu naszym lub naszego dziecka), bo krzyczy i upomina nasze dziecko, wreszcie dlatego, że popełnia błędy merytoryczne (ale to akurat przemyka gdzieś na marginesie). Jeśli nasze dziecko na co dzień słyszy takie hasła, a jednocześnie – o czym już wiele razy wspominaliśmy – totalnie nie uczymy go szacunku do innych, szczególnie starszych od siebie, itd., plus uczymy postawy w myśl której dziecku wszystko po prostu się należy… Mamy efekty – zero szacunku uczniów do nauczycieli, lekceważący stosunek, brak reakcji na jakiekolwiek upomnienia, lekceważący stosunek do nauki jako takiej, nie mówiąc już o coraz częstszych patologicznych zachowaniach (jeszcze kilkanaście lat temu afera, gdy gimnazjaliści włożyli nauczycielowi kosz na śmieci na głowę stała się medialnym newsem kwartału, a o zachowaniu patologicznej młodzieży mówiło się wszędzie miesiącami; obecnie, choć owianych najgorszą sławą gimnazjów nie ma, takie sytuacje zdarzają się na co dzień).
Poza krytyką wielu z nas dorzuca tu dodatkowe trzy grosze, idąc do szkoły – do nauczyciela lub od razu do dyrektora – z pretensjami o złą ocenę dziecka, czy wręcz żądaniem jej anulowania.
Do listy naszych grzeszków dorzucić należy jeszcze załatwianie dla naszych pociech nie do końca zgodnych ze stanem faktycznym zaświadczeń o dysgrafii, dyskalkulii czy innych zaburzeniach – krzywdząc nasze dzieci, jednocześnie szkodząc dzieciom autentycznie cierpiącym na te kłopotliwe zaburzenia.
Co więc zrobić? Totalnie nie reagować i zachwycać się szkołą pomimo jej oczywistych braków? A może wręcz przeciwnie? Do tematu wrócimy niebawem…
Niestety – czemu poniekąd trudno się dziwić – jako rodzice i dziadkowie mamy bardzo krytyczny stosunek do szkoły i nauczycieli (na ogół bardzo uzasadniony). Niemniej eskalowanie naszych dzieci tą krytyczną postawą – czy to bezpośrednio w wypowiedziach do nich, czy też naszych rozmowach, które dzieci doskonale słyszą – wcale nie przysłuży się naszym pociechom.
Niestety nagminnie mamy w zwyczaju mówić, że nauczycielka jest głupia – bo zadaje za dużo, bo niesprawiedliwie ocenia (przynajmniej w odczuciu naszym lub naszego dziecka), bo krzyczy i upomina nasze dziecko, wreszcie dlatego, że popełnia błędy merytoryczne (ale to akurat przemyka gdzieś na marginesie). Jeśli nasze dziecko na co dzień słyszy takie hasła, a jednocześnie – o czym już wiele razy wspominaliśmy – totalnie nie uczymy go szacunku do innych, szczególnie starszych od siebie, itd., plus uczymy postawy w myśl której dziecku wszystko po prostu się należy… Mamy efekty – zero szacunku uczniów do nauczycieli, lekceważący stosunek, brak reakcji na jakiekolwiek upomnienia, lekceważący stosunek do nauki jako takiej, nie mówiąc już o coraz częstszych patologicznych zachowaniach (jeszcze kilkanaście lat temu afera, gdy gimnazjaliści włożyli nauczycielowi kosz na śmieci na głowę stała się medialnym newsem kwartału, a o zachowaniu patologicznej młodzieży mówiło się wszędzie miesiącami; obecnie, choć owianych najgorszą sławą gimnazjów nie ma, takie sytuacje zdarzają się na co dzień).
Poza krytyką wielu z nas dorzuca tu dodatkowe trzy grosze, idąc do szkoły – do nauczyciela lub od razu do dyrektora – z pretensjami o złą ocenę dziecka, czy wręcz żądaniem jej anulowania.
Do listy naszych grzeszków dorzucić należy jeszcze załatwianie dla naszych pociech nie do końca zgodnych ze stanem faktycznym zaświadczeń o dysgrafii, dyskalkulii czy innych zaburzeniach – krzywdząc nasze dzieci, jednocześnie szkodząc dzieciom autentycznie cierpiącym na te kłopotliwe zaburzenia.
Co więc zrobić? Totalnie nie reagować i zachwycać się szkołą pomimo jej oczywistych braków? A może wręcz przeciwnie? Do tematu wrócimy niebawem…