07.04.2020
Koronawirus a ekologia
Hmmm… W ostatnim czasie większość z nas z lekka się pogubiła. Nie dość, że ogarnia nas przerażenie na myśl o koronawirusie i związanych z nim zagrożeniach, zewsząd słyszymy komunikaty, które całkowicie negują to, czego uczono nas przez ostatnią dekadę. Spróbujmy nieco rozjaśnić te kwestie.
Panująca pandemia koronawirusa spowodowała, że dla bezpieczeństwa własnego i innych zmuszeni jesteśmy nieco zapomnieć o części zasad związanych z ochroną środowiska. Nie znaczy to jednak, że mamy o nich zapomnieć całkowicie albo, że nie będą obowiązywać, gdy sytuacja wróci do normy.
Tak więc – pandemia koronawirusa wymaga od nas ekstremalnego poziomu higieny, większego niż kiedykolwiek przewidywaliśmy. Poza bardzo częstym myciem rąk, konieczne jest mycie wszystkich produktów po powrocie ze sklepu czy dezynfekcja wszelkich powierzchni kontaktowych, jak klamki, blaty, poręcze, kontakty. Do tego dochodzi częstsze pranie. Siłą rzeczy wymusza to na nas znacznie większe użycie wody i detergentów.
Zdecydowanie stoi to w sprzeczności z wiedzą, która jest nam serwowana latami – bo przecież naciska się na oszczędzanie wody i detergentów…
Cóż – i tak, i nie. W ramach mowy o ochronie środowiska i oszczędzaniu wody nikt nigdy nie sugerował, iż nie mamy dbać o higienę – wręcz przeciwnie. Mowa była zawsze o zwykłym marnotrawieniu wody, bądź jej bezmyślnym i bezsensownym zanieczyszczaniu. Czyli wracamy do nieśmiertelnych wadliwych uszczelek w kranach, toaletach, itp. czy – co już jest totalnie niedopuszczalne – nieszczelnych szambach (które są w stanie zanieczyścić w szybkim tempie wody podskórne, podziemne, jak też pobliskie zbiorniki wodne).
Jedyna zmiana dotyczy więc właściwie delikatnej sugestii stosowania raczej bieżącej wody i nieco większej ilości detergentów (co nie oznacza, że na lewo i prawo mamy rozlewać najbardziej toksyczne środki chemiczne). Tak więc dezynfekcja, mycie rąk i pranie jak najbardziej, niemniej nie oznacza to wylewania wody ze środkiem z dużą ilością chloru prosto na trawnik w naszym ogródku, czy nie daj Boże do pobliskiego cieku wodnego.
Tak więc – pandemia koronawirusa wymaga od nas ekstremalnego poziomu higieny, większego niż kiedykolwiek przewidywaliśmy. Poza bardzo częstym myciem rąk, konieczne jest mycie wszystkich produktów po powrocie ze sklepu czy dezynfekcja wszelkich powierzchni kontaktowych, jak klamki, blaty, poręcze, kontakty. Do tego dochodzi częstsze pranie. Siłą rzeczy wymusza to na nas znacznie większe użycie wody i detergentów.
Zdecydowanie stoi to w sprzeczności z wiedzą, która jest nam serwowana latami – bo przecież naciska się na oszczędzanie wody i detergentów…
Cóż – i tak, i nie. W ramach mowy o ochronie środowiska i oszczędzaniu wody nikt nigdy nie sugerował, iż nie mamy dbać o higienę – wręcz przeciwnie. Mowa była zawsze o zwykłym marnotrawieniu wody, bądź jej bezmyślnym i bezsensownym zanieczyszczaniu. Czyli wracamy do nieśmiertelnych wadliwych uszczelek w kranach, toaletach, itp. czy – co już jest totalnie niedopuszczalne – nieszczelnych szambach (które są w stanie zanieczyścić w szybkim tempie wody podskórne, podziemne, jak też pobliskie zbiorniki wodne).
Jedyna zmiana dotyczy więc właściwie delikatnej sugestii stosowania raczej bieżącej wody i nieco większej ilości detergentów (co nie oznacza, że na lewo i prawo mamy rozlewać najbardziej toksyczne środki chemiczne). Tak więc dezynfekcja, mycie rąk i pranie jak najbardziej, niemniej nie oznacza to wylewania wody ze środkiem z dużą ilością chloru prosto na trawnik w naszym ogródku, czy nie daj Boże do pobliskiego cieku wodnego.